Ja mam tak od strony matki wszystko co zrobię czy wymyślę to źle, wszystkie winy za całe zło to przecież było przez moich znajomych których absolutnie nie powinnam mieć bo wszyscy źli i nie dobrzy. W pracy powinnam za to dawać po sobie jeździć jak po burej kur***, jak ma dobry dzień to wszystko ok zajebiście nie m czepialstwa ani nic ale że nastroje zmieniają się jej jak w kalejdoskopie to atmosfere mam w domu zmienna jak liście na wietrze. Więc to co dziś jest ok jutro już nie bardzo. Sama się sobie dziwię jak ja to wytrzymuje ale jak widać po moich stanach psychicznych jednak się to odbija i to w dość niekonwencjonalny sposób. Sama postrzegam się jako raczej osoba spokojna ale że szybko udziela mi się atmosfera nakręcana przez grupę to oczywiście jako pierwsza wychodzę z siebie bo nie radzę sobie w sytuacjach stresogennych... Więc zawsze wychodzi tak że to ja jestem tą zła i nie dobra a nie osoba która taka atmosferę wprowadza. Przywykłam więc do przyjmowania (tutaj nastała mi chwila pustki w głowie) ale chodzi o rolę kozła ofiarnego. Aj i jeszcze zapomniałam dodać że jak ja coś boli to łoola Boga ona już umiera i histeria na 102...
