Idzie Grześ przez pola,
ciężka jego dola,
natknął się właśnie
na butlę jabola.
Wypił ją od razu,
a słońce paliło -
od przesytu szczęścia,
aż go powaliło.
Spał tam jak ten kamień,
cały jakby sztywny,
a w głowie się zrodził
sen troszeczkę dziwny:
Był tam "las" butelek
pustych po całości,
wokół zaś pustynia
i gospodarz włości.
Był nim stary wielbłąd
mówiący po polsku.
Jak się okazało
służył kiedyś w wojsku.
Lecz była to armia
bardzo nietypowa,
ich główną misją
nie było się chować
i gdzieś wnet z ukrycia
atakować wroga.
Obiektem ich zmartwień
była ludzka trwoga.
Wokół bowiem brakło
nawet kropli wody.
Wszyscy więc tu uschli
- "skończone zawody"...
Grześ pyta wielbłąda:
jeżeli na ziemi
nie ma wcale wody,
to jak my możemy
stać tu i rozmawiać...
Nie chce ci się pić?
A wielbłąd mu na to:
jakoś idzie żyć...
Może sobie myślisz,
że jestem robotem,
który w swoim nosie
ma każdą ochotę.
Ale tak naprawdę
jestem twym obliczem
- odbiciem pragnienia
wody oraz życia...
Nagle Grześ się budzi,
na bok się obraca
i zdumiony stwierdza
: o kur_a mam kaca.
Morał tej historii
jest pouczający:
"Nie każdy sen ludzki
jest zawsze mylący".
Nie martw się więc,
gdy przesypiasz dzień,
twoja podświadomość,
nie schowa się w cień.
I o właściwej ku temu porze
Ona jedyna wstać Ci pomoże;)
Wprowadzono drobne poprawki. Pewnie nie jest to szczyt marzeń czytelnika, ale przynajmniej był to dla mnie jakiś intelektualny wysiłek

